czwartek, 11 czerwca 2015

Jaki tu spokój...nic się nie dzieje...

Kompletny brak weny mnie dopadł...Jak na ironie losu, takiego zasobu włóczkowego dawno u mnie nie było a mnie całkowicie niemoc drutowa ogarnęła..niby coś tam próbuję sklecić, kombinuję, ale koniec końców kończy się pruciem i jeszcze większym zniechęceniem...
Bambusik taki ładny leży odłogiem...plan na niego był, ale już mi się odwidział....
Błękitno- fioletowa bawełna, która miała być tym sweterkiem...(no comment) zalega na dnie szafy, żeby mi w oczy nie włazić i aortą nie szarpać...
I zakupiłam dwa moteczki  turkusowego Lace Dropsa, sama nie wiem po co...niby ogoniastego miałam w planach...ale czy to to cieniutkie się nadaje?...
I jeden moteczek angory też gdzieś tam zalega- miał być kiedyś tam enterlakową chustą....
I kilka motków kremowej bawełny z akrylem się przewala...
Troszkę tego się uzbierało, tyle, że pomysłu żadnego... i tak od dłuższego czasu nic tylko przewalam internet w poszukiwaniu inspiracji...
Nie pozostało mi chyba nic innego tylko po prostu przeczekać ten czas, może w końcu mnie najdzie...

niedziela, 31 maja 2015

Złość i zgrzytanie zębami...oraz przeprosiny szydełka...

W poprzednim poście pisałam, że obawiam się  dekoltu w moim "błękicie"...i cholera dobrze przeczuwałam... Sweterek poszedł cały do prucia...szlag!!!...tak mistrzowsko go  zrujnowałam hmm..modelując (?!) dekolt, że nawet mi się już nie chciało cokolwiek ratować:(. Wrzuciłam go w głąb szafy i będzie czekał aż mi nerw przejdzie...a potem przepoczwarzy się w nowy model...szkoda gadać...
W związku z powyższym na razie jestem na druty obrażoną...
 Nie umiem siedzieć z pustymi rękoma (prawie od tygodnia  przymusowo z synkiem tkwimy w domu- dziecię ma zapalenie oskrzeli) to złapałam za szydełko, a że cel jest szczytny robota mi idzie,że aż wre...sama przyjemność:)
Mianowicie dłubię tzw. babcine kwadraty  na akcję  "Wydziergajmy uśmiech".



"Wydarzenie zostało utworzone na potrzebę projektu, który chcę zrealizować. Wrocławskie Hospicjum dla dzieci organizuje w czerwcu Dzień Dziecka i z tej okazji chciałabym podarować tym maluszkom (wiek 3-5 lat) coś niezwykłego, coś co z samego serca płynie. Wyobraziłam sobie dziergane "babcine kwadraty" pochodzące z różnych miejsc z Polski połączone w piękny kocyk i podarowane dzieciom. Miękkie, kolorowe i z cząstką naszych serc. Jeśli któraś z Was chciałaby się dołączyć i podarować podopiecznym Hospicjum choć troszkę radości to zapraszam :)" cytat pochodzi z profilu na Facebook.

Jeżeli któraś z Was  chciałaby przyłączyć się do akcji, to trwa ona do 07. 06. 2015 r. tzn. do tego dnia należy swoje kwadraciki przesłać. Z tego co jest napisane na FB kwadraciki powinny mieć rozmiary 10/10 cm. lub 12/12 i powinny być wykonane z włóczki przyjaznej dzieciom. Więcej informacji znajdziecie na profilu FB  "Wydziergajmy uśmiech".

Także dziewczęta szydełka w dłoń! Zostało jeszcze troszkę czasu, więc dziergajmy dla dzieciaczków:)
Pozdrawiam Asik:)

środa, 27 maja 2015

Środowo czyli WDiC



Dobrze,że są środowe spotkania u Maknety , które chociaż trochę działają na mnie  mobilizująco, bo gdyby nie one to pewnie tkwiłabym z jedną robótką pół roku;).
 Mój błękitno- fioletowy sweterek zbliża się do finiszu, ale im bliżej końca tym jakoś to wolnej mi idzie...niby dziergam intensywnie, w każdej wolnej chwili to niewiele mi przybywa...no, ale Safran Dropsa do grubych nie należy, a że ja lubię z cienizny dziergać to mam:)
Teraz kończę drugi rękaw i przede mną mój "ulubiony" moment, a mianowicie dekolt...blady strach na mnie pada , jak tylko o tym pomyślę, bo po przeprawach przy tym swetrze, wiem, że na bank coś spartolę, rzędy skrócone to dla mnie  abstrakcja, nijak nie mogę tego pojąć, a jak już wydaje mi się, że ogarnęłam temat, to wcale to potem nie wygląda...chyba już dzisiaj  podejmę tą nierówną walkę i zobaczymy co z tego wyjdzie...



A jak już go skończę.... to  będzie należał do moich ulubionych, bo już teraz  mi się podoba, włóczka bardzo przyjemna  i ten fantastyczny kolor...no nic zaraz uciekam dziergać, bo ileż można tą samą robótką na drutach przynudzać...

A jak już go skończę....to będę przerabiać ten oto bambusik...


...jeszcze nie mam koncepcji, ale układ kolorów prawdopodobnie będzie taki jak na zdjęciu i chyba tym razem będzie krótki rękawek...

Nadal czytam "Czarownice z Salem" Jodi Picoult, jestem dopiero na początku, bo jak wcześniej wspomniałam, mimo, że z marnym skutkiem ostatnio głównie dziergam. Czytam dopiero naprawdę późnym wieczorem, dozując sobie po kilka stron, ale książkę odbieram pozytywnie.
Jest to historia niewinne oskarżonego o gwałt nauczyciela na zakochanej w nim uczennicy, który po wyjściu z więzienia postanawia na nowo ułożyć sobie życie w zupełnie nowym otoczeniu. Przeprowadza się do sennego miasteczka, ale i tu nie czeka go sielanka, pada ofiarą zafascynowanych czarną magią czterech nastolatek i po raz kolejny musi walczyć z wymiarem sprawiedliwości i uprzedzeniami.

Uciekam dziergać.
Pozdrawiam serdecznie
                                         Asik:)

środa, 6 maja 2015

Środowe dzierganie i czytanie.

Dzisiaj środa- dzień cotygodniowych spotkań u  Maknety, a ja  długaśniej przerwie wracam do wspólnej zabawy.
 W tym tygodniu,a tak w sumie to od jakiś trzech tygodni (oj, nie szło mi to dzierganie ostatnio, nie szło:(...) mam na drutach wiosenny bawełniany sweterek, w przepięknym jak dla mnie błękitno -fioletowym kolorze.
Ostatnimi dniami ruszyłam z kopyta, a to za sprawą tego,że znowu wróciłam do grona bezrobotnych::( Ot, Polska nasza rzeczywistość...była firma...nie ma firmy...żal mi bardzo, że do tego doszło, bo warunki pracy miałam naprawdę dobre, szefostwo w porządku, no i co miało dla mnie największe znaczenie miejsce pracy dosłownie po sąsiedzku... Cóż życie...:(
Żeby się  choć trochę odstresować dziergam z podwójnym
 zapałem, co kojąco na mnie wpływa, ciężko mi się w nowej sytuacji odnaleźć, a jak mam ręce i myśli zajęte to trochę mi lepiej.
Sweterek na razie prezentuje się tak:


A tu na dowód tego,że wręcz od robótki oderwać się nie mogę, w czasie gdy ziemniaki na gazie bulgotały i  kipiały, że hej! ja sobie spokojnie, w słoneczku, na tarasie (hurra! w końcu można !) przerabiałam oczko za oczkiem...:):




No tak, ale przecież dzisiaj środa... to i o czytaniu też miało być;)
Książki ze zdjęcia to prawie przeczytanie już "Wichrowe wzgórza" Emily Bronte i "Czarownice z Salem Falls" Jodi Picoult.
Tej pierwszej historii tragicznej miłości i zemsty nie muszę chyba nikomu przybliżać...ja sięgnęłam po tą książkę, bo kilka razy zabierałam się do obejrzenia ekranizacji i nigdy jakoś nie było mi po drodze....poza tym chciałam odpocząć od kryminalnych zagadek i  morderstw. Fakt, nie wybrałam zbyt trafnie, bo akurat "Wichrowe wzgórza" nie należą do gatunku z tych lekkich i wesołych:).
Mimo tego,że romanse to raczej nie moja bajka to książka podoba mi się i nie żałuję,że po nią sięgnęłam.
Drugiej jeszcze nie zaczęłam czytać, ale będzie następna w kolejce. Jeszcze nigdy nie czytałam nic tej autorki, ale przeglądając Wasze blogi natrafiłam na recenzję jednej z jej książek , wzbudziła moje zainteresowanie  i stąd ta pozycja u mnie.

Teraz lecę zajrzeć co u Was dzisiaj na spotkaniu we WDiC:)
Pozdrawiam w ten pogodny, słoneczny i ciepły-bynajmniej na mazurach- majowy wieczór
                                                                                                                                Asik:)

sobota, 4 kwietnia 2015

WESOŁEGO ALLELUJA!

Dzisiaj będzie króciutko , po prostu:




z pozdrowieniami Asik:)

Ps. Jak u Was pogoda, bo u mnie za oknem sypie śnieg tak, że świata nie widać...ale jak mówi stare przysłowie: Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata....:)

I tak jest lepiej jak było w 2013 r.- zdjęcie z 1 kwietnia:)



piątek, 6 marca 2015

Robótkowe przedwiośnie:)

Jejku, jak ten czas szybko leci...wydawało mi się ,że ostatniego posta pisałam całkiem niedawno...odkąd pracuję dni pędzą jak szalone...ledwo zdążę odgonić poniedziałkowego lenia, a tu już nadchodzi piątkowe rozluźnienie:) i tak minął mi cały luty...
Już nie raz zabierałam się do pisania, ale ciągle coś stawało na przeszkodzie, a to jak miałam chwilkę czasu, to mąż okupował komputer, a to przyjechali goście ( luty jakoś tak szczególnie obfitował u mnie w odwiedziny rodzinki i znajomych) i tak zebrało się 1,5 miesiąca.
Przez ten czas robótkowo troszkę u mnie się działo, skończyłam ostatnio pokazywany czerwony komplet zimowy. Jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego, bo raz, że ten odcień czerwieni jest dla mnie wyjątkowo twarzowy, dwa, że wszytko jest tak jak miało być, komin nie za wąski, czapa nie za duża co u mnie było nagminnym problemem i kończyło się pruciem. Ogólnie jest ok:), ale to już ostatni taki udzierg tej zimy, bo przecież czas już ją przepędzić i wiosnę robótkowo powolutku witać:), chociaż niestety póki co zestaw ten jest w ciągłym używaniu...


Następna moja robótka jest już zdecydowanie wiosenna. Jest to sweterek dla synusia, w iście wiosennych, wesołych kolorach. Właściwie to wolałabym, aby był  jednokolorowy z racji tego, że znika problem łączenia a potem chowania nitek, bo ja średnio za tym  przepadam:), ale z braku takowego wykorzystuję resztki podarowane mi przez babcię. Babcia przez większość swojego życia była zapaloną dziewiarką, cuda tworzyła, ale teraz z racji wieku i coraz słabszego wzroku  ogranicza się do skarpet, czasami czapek i szali. Ja jako jej jedyna dziergająca wnuczka dostaję w spadku wszystko to czego babcia nie wyrobiła:).
Co do sweterka umyśliłam sobie taki z pęknięciem i kapturem. Ileż ja się nakombinowałam, żeby coś takiego wydziergać...koniec końców tak wymodziłam, że sweterek wyszedł krzywo (strona prawa była szersza od lewej) nie pytajcie jak ja to zrobiłam, bo sama się zastanawiam co autor miał na myśli:). Skończyło się tym, że prawie cały korpus poszedł do prucia...to co teraz widzicie jest wersją numer dwa i mam nadzieję, że ostateczną. Póki  co dobrnęłam do ściągacza i w planach na weekend mam zaczęcie rękawów. Potem kaptur i chyba do wiosny zdążę:)
 Baa...muszę zdążyć, bo w kolejce czekają błękitne moteczki bawełny na wiosenny sweterek dla mnie;)


Dziękuję za odwiedziny i za każdy pozostawiony komentarz:)
Pozdrawiam
Asik:)



czwartek, 15 stycznia 2015

Czytam i dziergam... czyli wczorajsze WDiC

Właściwie post miał pojawić się wczoraj, miałam tylko wkleić zdjęcie, ale w między czasie poszłam synkowi poczytać na dobranoc i....obudził mnie dzisiaj budzik:)
Przez ostanie kilka tygodni nie brała udziału w zabawie  Maknety,  bo 1) miałam robótkowy zastój, 2) w związku z rozpoczęciem pracy doba stała się zdecydowanie za krótka i nie miałam czasu, ani weny żeby pisać bloga. Przeczytać w sumie coś tam przeczytałam, ale też niewiele...
Teraz jak  już przywykłam do nowej sytuacji, uporządkowałam swój rytm dnia, w końcu mogę wrócić do dziergania i na książkę też udaje mi się uszczknąć troszkę czasu...
Na na tapecie mam kolejny zimowy komplet. Utylizuję podarowaną przez babcię włóczkę, która była wcześniej golfem. Włóczka jest bardzo przyjemna w dotyku i cieplutka, a że ja golfów, ani grubych swetrów nie lubię, to wybór padł własnie na czapkę i komin.
Książkowo nadal pozostaję w moich ulubionych klimatach i po C. Lackberg sięgnęłam po kolejnego autora kryminałów skandynawskich- Hakan Nesser się pan nazywa i nie wiem do końca czy się polubimy...czytając pierwszą z jego książek mam mieszane uczucia, niby ciekawa, ale nawet jak dla mnie zbyt mroczna, wszyscy bohaterowie zepsuci i zakłamani...no nic zobaczymy co będzie dalej....
Pierwszą z serii pozycją jest "Człowiek bez psa". Już kiedyś wspominałam ,że nie mam talentu do opisywania czytanych przeze mnie książek, nie umiem w miarę krótko, a za razem ciekawie ich streszczać, także pozwolę sobie pomóc...:)

Grudzień w Kymlinge. Rodzina Hermanssonów zbiera się, by uczcić szczególną okazję: nestor rodu Karl-Erik kończy sześćdziesiąt pięć lat, a jego najstarsza córka Ebba – czterdzieści. Jednak uroczystości nie przebiegają tak, jak się wszyscy spodziewali. Rodzinne spotkanie ma nieprzewidziane, tragiczne następstwa. W przeddzień wielkiego jubileuszu przepada bez śladu Robert – wyrodny syn Karla-Erika, który wbrew woli rodziny wziął udział w kontrowersyjnym reality show Więźniowie Koh Fuk. Następnego wieczoru również bez śladu znika syn Ebby, Henrik. Czy to przypadek, że dwóch blisko spokrewnionych ludzi znika w odstępie zaledwie dwudziestu czterech godzin?
Z tą zagadkową sprawą musi się zmierzyć inspektor kryminalny o włoskich korzeniach, Gunnar Barbarotti, który powoli odkrywa najmroczniejsze tajemnice tej rodziny.
Opis książki pochodzi ze strony lubimyczytać.pl.


Trzymajcie się cieplutko w ten kolejny cudnej urody  "zimowy" dzień:)
Uciekam do pracy:)
Mam o tyle dobrze, że pracuję dosłownie za płotem:)...3 minutki i jestem na miejscu;)
                         
                                                                        pozdrawiam Asik:)

wtorek, 13 stycznia 2015

My się zimy nie boimy...

...ale gdzie ta zima???????!!!!!!!!!
Teraz kiedy w końcu zamknęłam ostatnie oczko w kominie, moja i synkowa czapka pozyskały, dzięki kochanej babci pompony ( ja nie lubię i nie umiem ich robić, za każdym razem wyglądają, jakby były już po wielu przejściach) po zimie ślad zaginął...
Jeszcze nie dawno zima zaskoczyła mnie, nie przymierzając jak polskich drogowców przy pierwszym okrążeniu oczek w kominie, a teraz jak w try miga dziergałam co by nie marznąć, to zrobiło się ciepło...co niestety nie zmienia faktu, że pogoda jest tak niesamowicie obrzydliwa, że brak mi słów....szaro, buro, deszczowo i ogólnie do d......
Na domiar złego jestem typową meteoropatką (dobry wujaszek Google, podpowiedział jak nazwać rzecz po imieniu:)), także przy takiej pogodzie jestem do niczego, często boli mnie głowa, chodzę ospała i bez energii, jednym słowem męka.
 Mam nadzieję, że taka aura nie będzie długo panować i zima znowu do nas  wróci, tym bardziej, że za 1,5 tygodnia dziecię zaczyna ferie zimowe...a ferie bez śniegu...same wiecie, strach pomyśleć...

Póki co my na powrót zimy jesteśmy gotowi:)




Szymonkowy zestaw- intensywnie już używany...



I mój komplet...
 Trochę na początku załamał mnie kolor (włóczkę kupiłam przez internet), bo miał być szaro- gołębi, a na żywo w motku wyglądał jak trupio-fioletowy...ale w robótce bardzo  ładnie się prezentuje i świetnie rozjaśnia moja granatową kurtkę. 

Miłego i twórczego wieczoru życzę, a ja idę zobaczyć co tam u Was nowego:)
                                                                                                  pozdrawiam Asik:)